Księżniczka z Burundi Neolamprologus brichardi (Poll, 1974)


Synonimy: Lirniczka, Lamprologus brichardi, Neolamprologus elongatus

(Przedruk elektroniczny za zgodą PZA z czasopisma "Akwarium" nr. 5-6/83, 4/88, 3/92)

Wzajemna pomoc rodzinna u księżniczek z Burundi

Stefan Kornobis

      U wielu gatunków ryb niemożliwa jest wspólna hodowla osobników dorosłych oraz ich potomstwa w różnym wieku, gdyż nawet u gatunków, których rodzice opiekują się ikrą i młodymi, narybek jest pożerany przez starsze i większe rodzeństwo. Praktyka akwarystyczna wykazała, że hodowla taka jest jednak możliwa u niektórych gatunków pochodzących z jeziora Tanganika. Gatunki te nie wykazują w akwarium skłonności do zjadania młodszego rodzeństwa, pomimo, że odżywiają się innymi organizmami o podobnej wielkości. Właściwość ta jest od dawna wykorzystywana przez akwarystów. Przyczyny takiego właśnie zachowani niektórych pielęgnicowatych z jeziora Tanganika leżą w biologii ich rozrodu i zostały zbadane stosunkowo niedawno, a najdokładniej przebadano je u księżniczki z Burundi (Lamprologus brichardi).
      Księżniczki z Burundi w naturze występują na kamienistym dnie jeziora Tanganika na głębokości od 3 do 35 metrów. Podwodne obserwacje terenowe wykazały, że wśród tych ryb można wyróżnić dwa typy zgrupowań osobników:
- zgrupowania ryb dojrzałych płciowo ale nie posiadających własnego terytorium lęgowego i nie rozmnażających się. Osobniki stanowią swoistą rezerwę rozrodczą populacji księżniczek, a ich istnienie wynika z braku dostatecznej liczby terytoriów lęgowych. Zgrupowania te składają się przeważnie z ryb średniej wielkości. W razie zwolnienia się terytorium lęgowego, powiedzmy w skutek śmierci dotychczasowego właściciela, jest ono natychmiast zajmowane przez osobnika ze zgrupowania, który przystępuje wtedy do rozrodu.
- zgrupowania rodzinne składające się z samca, samicy i ich potomstwa w różnym wieku i o różnej wielkości. Rodzina zajmuje obszar o promieniu około 30 cm gdzie została złożona ikra. Terytorium to jest aktywnie bronione przed rybami nie należącymi do rodziny. Niekiedy spotyka się też takiego samca, który monopolizuje dwa terytoria lęgowe wraz z samicami, które stają się jego haremem.
      Obserwacje zachowania rodzin wykazały istnienie wewnątrz nich zjawiska pomocy starszego rodzeństwa w wychowaniu młodszego. Młodociani członkowie rodziny (do około 3,5 cm długości) biorą czynny udział razem z rodzicami w obronie terytorium lęgowego przed nienależącymi do rodziny osobnikami własnego gatunku, jak również przed innymi rybami. Usuwają oni także ślimaki i okruchy piasku z otoczenia jaj oraz czyszczą jaja i larwy. Szczególnie aktywne w obronie terytorium są osobniki młodociane o długości od około 1,5 do 3,5 cm. Po przekroczeniu tej ostatniej wielkości potomstwo jest przepędzane przez rodziców z terytorium lęgowego i zasila zgrupowania osobników nieterytorialnych.
      Obserwowany u księżniczki z Burundi system rodzinnego wychowywania młodych jest znakomitym przykładem na niezwykłość i złożoność zachowań rozrodczych ryb z rodziny pielęgnicowatych. Właśnie to zachowanie o którym piszę umożliwia im udany rozród w środowiskach bardzo gęsto zasiedlonych, gdzie jaja i narybek księżniczki z Burundi nie miałyby inaczej żadnej szansy przeżycia wskutek drapieżności innych ryb. (...)


"Akwarium" 5-6/83



Zachowanie rodzinne księżniczki z Burundi

Iwona i Robert Makuchowie

      Jak już czytelnicy "Akwarium" wiedzą z artykułu S. Kornobisa, obserwacje niektórych gatunków pielęgnic z jeziora Tanganika ujawniły ich charakterystyczne zachowania rodzinne. Przypomnijmy - potomstwo tych gatunków (najwięcej badań dotyczyło właśnie Neolamprologus brichardi) pozostaje z rodzicami przez pewien czas i wspólnie z nimi broni terytorium lęgowego oraz opiekuje się młodszym rodzeństwem. Zwiększa to szanse przeżycia najmłodszych członków rodziny, skuteczniej bronionych przed drapieżnikami. Zachowanie takie jest zatem korzystne dla gatunku.
      Po osiągnięciu pewnej wielkości starsze potomstwo pary rodzicielskiej opuszcza jednak rodzinne terytorium i staje się niezależne. (...).
      Starsze potomstwo po osiągnięciu pewnego wzrostu jest najczęściej wypędzane z rodzinnego terytorium przez jego właścicieli czyli swoich rodziców. W zasadzie wypędzanie ma miejsce w stosunku do osobników o długości 3,5 - 4,5 cm, z reguły w pierwszej kolejności wypędzane są ryby największe. Dlaczego jednak osobniki pomagające przeganiane są z terytorium? Autor omawianej pracy postanowiła sprawdzić czy para rodzicielska w jakiś sposób "kalkuluje" korzyści i koszty takiej pomocy i czy w związku z tym można w warunkach doświadczalnych przesunąć moment jej konfliktu ze starszym potomstwem. Okazało się, że odpowiedź na postawione pytanie jest pozytywna. Wprowadzenie do akwarium bezpośrednio po zaistnieniu konfliktu, konkurentów rodziny zazwyczaj atakowanych przez pomocników (były to osobniki tego samego gatunku, bądź ryby będące konkurentami także w naturze - naskalniki Julidochromis marlieri lub J. regani) prowadziła do znacznego zmniejszenia lub w ogóle zaniku atakowania pomocników przez właścicieli terytorium. Co ciekawsze, nawet po usunięciu intruzów z akwarium częstość ataków na potomstwo stanowiła tylko 10-20% częstości obserwowanej przed wprowadzeniem konkurentów. Ponownie zaakceptowani pomocnicy czasami nawet uczestniczyli w opiece nad następnym wylęgiem pary rodzicielskiej. Autor dokonał jeszcze jednej ciekawej obserwacji - w większości przypadków ryby ponownie tolerowane atakują intruzów około dwukrotnie częściej niż przed wypędzeniem.
      Pomimo jednak skłonności dorastającego potomstwa do pozostania na terytorium rodziców, jest ono z niego w końcu przepędzane. Autor przeprowadził złożoną analizę zmian korzyści i kosztów pary rodzicielskiej ze wzrostem rozmiarów potomstwa i osiąganiem przez nie dojrzałości płciowej. Obecność dużych członków rodziny może doprowadzić do szeregu zagrożeń dla rodziców lub ich najmłodszego potomstwa, np.: zjadanie ikry i narybku, współzawodnictwo o kryjówki czy wręcz utrata terytorium na rzecz dorastającego potomstwa. Ponadto, co ciekawe, autor pracy stwierdził, że w pewnym sensie długie pozostawanie potomstwa na terytorium rodziców jest dla niego również niekorzystne - rośnie ono znacznie wolniej w porównaniu z młodymi ze zgrupowań nieterytorialnych.
      Gdy młode osobniki osiągają około 4 - 4,5 cm, nie są już zagrożone przez dominującego drapieżnika narybku - Lamprologus elongatus. W tym samym czasie stają się one dojrzałe płciowo. W tym momencie zbieżne dotąd "interesy" obu stron mogą się rozejść. Dalsze pozostawanie młodych na terytorium rodziców możliwe jest tylko dzięki temu, że łączne koszty rodziny (ryzyko pary rodzicielskiej i obniżona szybkość wzrostu młodych) są przypuszczalni niższe od korzyści (zwiększone szanse życiowe młodych i wzrost liczby potomstwa rodziców).
      Przedstawione powyżej w dużym skrócie wyniki badań obrazują jak złożone i elastyczne są mechanizmy regulujące pozornie proste zjawisko - wypędzanie dorastających młodych z terytorium rodzicielskiego Neolamprologus brichardi. A przecież zachowanie ryb jest tylko jednym z czynników ich biologii podlegających wpływowi środowiska.

Recenzował: dr Henryk Jakubowski


"Akwarium" 4/88


Marek Mierzwiak

      Cóż za romantyczna nazwa - księżniczka - jaka zgodność wyglądu ryby, która przypomina naprawdę piękną księżniczkę, z jej nazwaniem.
      Należy ona do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae) i jest gatunkiem endemicznym; to znaczy występuje tylko w afrykańskim jeziorze Tanganika. Dorasta do 10 cm. Ciało ma srebrzystoszare, lekko brązowawe, zakończenie płetw białe, czasami również przechodzące w kolor srebrny. Na pokrywach skrzelowych występuje żółta plama. Krawędzie płetwy ogonowej silnie wydłużone, tak że płynąc księżniczka zdaje się ciągnąć za sobą powiewające chorągwie. Płetwa ogonowa jest głęboko wcięta, a samiec od swej towarzyszki ma bardziej wydłużone płetwy.
      Te wspaniałe ryby zafascynowały w swoim czasie każdego hodowcę. Również i mnie. Kupiłem więc 10 sztuk młodych ryb tego gatunku i umieściłem je w 120-litrowym akwarium, gdzie porobiłem sporo kamiennych kryjówek. Z roślin zrezygnowałem całkowicie, tworząc tylko rumowisko kamieni, odwróconych doniczek z dużymi otworami z boku, małych dzbanuszków porozrzucanych na dnie i mających imitować pozostałość po wielkiej morskiej katastrofie.
      Woda miała następujące parametry: temperatura 25-27°C, twardość 18°n, odczyn pH w granicach 7,5.
      Gromadka ta doskonale zaaklimatyzowała się pływając po całym akwarium. Z czasem zaczęły one strzec swoich rewirów. Po kilku miesiącach dobrała się para, która nie pozwalała już innym rybom na swoje terytorium. Co prawda ryby prowadziły ze sobą walki i goniły się bez ustanku, ale nie czyniły sobie wielkiej krzywdy. Wyskakiwały jednak czasami ponad powierzchnię wody i bojąc się, aby nie wyskoczyły kiedyś z akwarium na podłogę, nakryłem zbiornik szybą.
      Dobrana para zasiedliła jedną z doniczek. Co chwila samica wypluwała z pyska kamienie i nieczystości, przygotowując wnętrze doniczki do złożenia ikry. Samiec w tym czasie wpływał na krótko do doniczki zobaczyć, czy dom dla potomstwa jest dostatecznie dobrze porządkowany, ale głównie pływał obok bacząc, aby inne ryby nie przeszkadzały samicy w pracy.
      Kiedy jak zwykle w sobotę, wymieniałem część wody zauważyłem, że księżniczki przez ponad godzinę nie wypływały z doniczki. Po tym czasie wypłynął samiec, a samiczki nie widziałem przez kilka dni. Widocznie wachlowała ikrę wewnątrz doniczki, a ja pęsetą codziennie wrzucałem jej larwy ochotki, bądź trochę rurecznika.
      Przez te kilka dni inne ryby też jakby stały się mniej widoczne. Pływały spokojnie, ale bacznie obserwowały co też robi samiec, który za chwilę powinien mieć dość liczne potomstwo.
      Po dziesięciu dniach od tarła zauważyłem małe ryby, które zaczęły wypływać z doniczki. Samica natychmiast zaganiała je z powrotem do "mieszkania", ale powiększenie stada księżniczek stało się faktem. Zacząłem podawać larwy solowców i oczlików oraz wlewać "pył" przyniesiony ze stawu. Młode coraz śmielej i częściej opuszczały kryjówkę. Oczywiście pieczę nad całą gromadką (a liczyła ona 33 sztuki) sprawowała samica. Samiec pływał wówczas nerwowo wokół rodziny, gotów w każdej chwili bronić jej przed każdym napastnikiem.
      Ryby rosły szybko. Po trzech tygodniach zaczęły już same żerować zapuszczając się w odległe rejony zbiornika. Inne ryby przyjęły to zupełnie spokojnie. Po 5 tygodniach tarło powtórzyło się, a kiedy zauważyłem że w przeciwległym rogu akwarium dobrała się następna para, czyszcząc kamień i przygotowując się do złożenia ikry, odłowiłem starsze osobniki (6 sztuk) pozostawiając tylko młode ryby.
      Tarło w jednym i w drugim wypadku przebiegało prawie równocześnie. Akwarium zostało podzielone na dwie części. Dorosłe ryby nie pływały do siebie z wizytą, natomiast młodzież bez przeszkód pływała po całym zbiorniku.
      Ryby karmiłem głównie pokarmem żywym: larwami ochotki, rozwielitkami, oczlikami, larwami wodzienia. Czasem też podawałem dokładnie wypłukany rurecznik, ale zauważyłem, że ryby z dużą rezerwą podchodziły do tego smakołyku. Za to z wielką ochotą jadły kaszę mannę, lane kluski, a także szpinak. Bardzo rzadko podawałem pokarm suchy, chociaż był on zjadany również dość szybko.
      Można oczywiście trzymać księżniczki w akwarium ogólnym razem z innymi rybami, ale nie wiem, czy wówczas też można by było doprowadzić do wychowu wielopokoleniowego. Może ryby płoszone przez współtowarzyszy nie reagowałyby tak spokojnie.
      U mnie akwarium było nieobsadzone roślinami, ale księżniczki doskonale czują się także wśród roślin, nie niszcząc ich absolutnie.
      Widziałem we Wrocławskim Ogrodzie Zoologicznym przed kilku laty właśnie takie akwarium gęsto obsadzone roślinami, wśród których pływały dorosłe księżniczki, ich dzieci, wnuki i prawnuki, jakbyśmy to określili.
      Starsze rodzeństwo i w ogóle starsze ryby opiekują się młodymi i narybkiem równie gorliwie jak rodzice. Warto spróbować swych sił w takiej właśnie hodowli.


"Akwarium" 3/92


Zdjęcie

strona główna